Kłopoty Azotów zaczęły się w lipcu zeszłego roku, kiedy zakład przestał produkować melaminę i kaprolaktam ze względu na wysoką cenę gazu. Po kilku miesiącach linie produkcyjne wznowiły prace, z tym że pierwsza substancja wytwarzana była w mniejszej skali. W marcu jednak sytuacja się powtórzyła: spółka wydała kolejny komunikat o wstrzymaniu produkcji obu nawozów. Tym razem za powód podała kwestię podażowo-popytową na rynku.
To z kolei miało zacząć przekładać się na funkcjonowanie zakładu i planowane zwolnienia 500 pracowników i pracowniczek. Związkowcy Azotów zwrócili się z problemem do lubelskich polityków i polityczek, a ci dyskutowali o tym podczas posiedzenia Lubelskiego Zespołu Parlamentarnego (jest w nim 10 posłów i posłanek i 3 senatorów z woj. lubelskiego). Ustalili, że potrzebne jest nadzwyczajne spotkanie Komisji Aktywów Państwowych i sprawdzenie sytuacji przez Najwyższą Izbę Kontroli.
– Nikt z nas nie wyobraża sobie funkcjonowania i życia Puław oraz całego regionu bez Zakładów Azotowych. Dlatego lepiej rozwiązywać problemy kiedy one się pojawiają niż płakać nad tym co się może wydarzyć – mówi poseł Michał Krawczyk (PO), przewodniczący zespołu.
Związkowcy źródła problemów upatrują w „nieudanej konsolidacji z Grupą Azoty”, która wg nich zmarginalizowała puławski zakład. Ale mówili też o znacznych wahaniach cen mocznika (od 7 do 2 tys. za tonę) i nagromadzeniu chemikaliów w zakładzie.
Wiceprezes spółki Jacek Janiszek uspokoił, że zwolnienia pracowników i pracowniczek nie są planowane. Ministerstwo Aktywów Państwowych, które decyduje o zakładzie, podkreśla, że mimo ograniczeń produkcyjnych w zakładzie pracuje 3,6 tys. osób, które są traktowane jako „kluczowy kapitał firmy”. Dodatkowo pensja nie była im obcinana ani wstrzymywana.