Zabieg całkowitego usunięcia raka gruczołowego ogona trzustki wykonano u chorego Szpitala Klinicznego nr 1. Pacjent to 71-letni mieszkaniec Lublina. Do szpitala zgłosił się pół roku temu.
Nowotwór wcześniej był nie do pokonania. A lubelscy lekarze podjęli się próby, która się udała. - Innymi słowy, gdyby nie nasza metoda, pacjent nie miałby szans na operację. Byłby leczony paliatywnie - mówi prof. Wojciech Polkowski, szef Kliniki Chirurgii Onkologicznej SPSK1.
- Trudno jeszcze stwierdzić, czy go wyleczyliśmy, ale jego stan znacznie się poprawia. Za miesiąc powiemy więcej - zaznacza. Pacjent ze szpitala zostanie wypisany w następnym tygodniu. Czeka go rehabilitacja. Potem kolejne serie chemioterapii.
Pionierskie leczenie
Na czym polega innowacyjność terapii? To zastosowanie różnych sposobów leczenia. Guz najpierw jest usuwany. Przed wybudzeniem chorego lekarze przez trzy minuty go naświetlają.
Jak mówią specjaliści, metoda śródoperacyjna to takie miejscowe i mocniejsze promieniowanie, ale bardziej bezpieczne. W klasycznym leczeniu nie byłoby możliwe radykalne usunięcie zmian chorobowych, choćby ze względu na sąsiadujące zdrowe organy, np. dwunastnicę.
- W trakcie tego zabiegu widzieliśmy te organy. Odsunęliśmy je z pola zabiegu. Widzieliśmy też dokładnie, gdzie jest guz. Uniknęliśmy tzw. błędu geograficznego - wyjaśnia nam dr Aleksandra Kozłowska, szefowa Zakładu Radioterapii.
Wcześniej pacjent jednak i tak przejść musi klasyczne, długie leczenie onkologiczne. To kolejno: chemioterapia, radioterapia i radiochemioterapia. Aby chory został zakwalifikowany do zabiegu, powinien być w dobrym stanie ogólnym.
- Tzn. że mimo choroby musi być silny, bo droga do wyleczenia jest długa - mówi dr Kozłowska. Ważna jest więc waleczność. - I wsparcie bliskich. W tym przypadku proces leczenia ciągnął się od jesieni, kiedy zaczęliśmy chemioterapię. Na szczęście była poprawa. Mogliśmy przechodzić do kolejnych etapów - tłumaczy dr Joanna Czechowska, onkolożka kliniczna.
Najczęściej przyjmowani są chorzy z zaawansowanymi nowotworami i bez możliwości usunięcia guza. Metoda ta pozwala jednak powrócić do zdrowia osobom z różnymi typami zmian i na różnym etapie rozwoju choroby.
Nie tylko onkolodzy na pomoc
Metoda skojarzona to terapia kroków. - Dlatego chorego prowadzą radiolodzy, onkolodzy, kardiolodzy. W zależności od potrzeb - mówi prof. Polkowski. - Podczas samego zabiegu na sali byli też różni specjaliści. Byli ciekawi efektów swojej wcześniejszej pracy - dodaje.
Co nie tak powszechne w Polsce, przez cały czas nad pacjentem czuwają nie tylko różni eksperci, ale i specjaliści z zagranicy. To efekt współpracy SPSK1 z Uniwersytetem w Salzburgu. Tamtejsi medycy mają największe doświadczenie w Europie w technice śródoperacyjnej.
Zespół prof. Falka Roedera zaczął stosować tę metodę już w 1999. Klinika prowadzi dwa ośrodki. Jeden koncertuje się na leczeniu nowotworów układu pokarmowego. Drugi zajmuje się rakiem piersi.
- Na początku większość pacjentów miała bardzo złe prognozy. Podejmowaliśmy więc duże ryzyko. Całkowite usunięcie dawało im jednak szansę na wyleczenie. Było warto - mówi nam prof. Roeder.
Z kolei w przypadku tak trudnych w leczeniu i śmiertelnych nowotworów jak rak trzustki szanse są trudne do oszacowania, ale ryzyka nie powinno się mierzyć.
- Bo siłą radioterapii śródoperacyjnej jest ochrona narządów w czasie samego naświetlania. Dzięki temu można zwiększyć dawkę w miejscach, w których nie byłoby to możliwe przy konwencjonalnym leczeniu - dodaje.
Leczenie skojarzone zmniejsza ryzyko wznowy nowotworu. Może też wydłużyć życie. W lubelskiej klinice na leczenie czeka już dwóch następnych chorych. Jedna z pacjentek z rakiem trzustki wkrótce rozpocznie cykl chemioterapii.
W Polsce pierwsza operacja z wykorzystaniem metody śródoperacyjnej odbyła się 20 lat temu w Krakowie w klinice Uniwersytetu Jagiellońskiego. W SPSK1 w 2005 roku. Do tej pory takich zabiegów w lubelskiej placówce wykonano ponad 200. Wszystkie jednak z wykorzystaniem innych technik i na aparatach starszych generacji.
Polecany artykuł: