- Przy radioterapii potrzebni są fizycy i technicy, którzy oczywiście przez obostrzenia muszą opiekować się dziećmi. Tej kadry najwięcej ubyło - słyszymy od jednej z pracownic zamojskiej lecznicy. To właśnie tam odczuwalne są największe problemy w wypełnieniu grafików. Niemniej, radioterapia i chemioterapia funkcjonują bez zastrzeżeń w całym regionie. W tej chwili nie ma potwierdzonych informacji o zakażeniu koronawirusem wśród pracowników lub pacjentów jednostek onkologicznych na terenie województwa lubelskiego.
Programy lekowe a COVID-19
Pacjenci onkologiczni znajdują się w grupie ryzyka i są szczególnie narażeni na infekcję. W czasie epidemii koronawirusa, na podstawie decyzji Ministerstwa Zdrowia, zmodyfikowano realizację świadczeń. Umożliwiono pacjentom onkologicznym, m.in. dostarczanie leków do miejsca zamieszkania, do apteki szpitalnej czy realizację wizyty w formie teleporad.
Więcej szczegółów na gov.pl/zdrowie
- System ten oceniam bardzo dobrze. Wszystko przebiegało sprawnie - ocenił sposób przyjmowania chemii w systemie domowym jeden z pacjentów Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie. - Chemioterapia funkcjonuje prawidłowo w czasie epidemii w naszym szpitalu - powiedziała nam Monika Lewicka, onkolog kliniczny z Oddziału Dziennego Chemioterapii w SPSK1 w Lublinie.
Chemioterapia w systemie szpitalnym
Zasadniczo najpłynniej i najbezpieczniej powinno wyglądać leczenie pacjentów w oddziałach szpitalnych. Lekarze jednak mają pewne wątpliwości. - Taki pacjent przychodzi do nas na podanie chemioterapii, która zazwyczaj trwa 3-5 dni. W tym czasie widzi się z całym personelem medycznym, z pielęgniarkami, z paniami salowymi, z lekarzami. Tak naprawdę nie wiemy, czy ktoś z personelu medycznego nie jest zakażony. Z informacji, które mamy, 80 procent zarażonych nie ma objawów. My na razie nie dysponujemy narzędziami, żeby zrobić pracownikom testy na obecność wirusa - wyjaśnia onkolog kliniczny, Katarzyna Szklener z Zakładu Onkologii Klinicznej i Chemioterapii SPSK4 w Lublinie.
Szpital trzyma się procedur, nie da się jednak realizować obostrzeń przez 24 godziny na dobę
- Pacjenci noszą maseczki w trakcie hospitalizacji, ale przecież nie w trakcie odpoczynku, drzemki czy spożywaniu posiłku. A tak naprawdę są to maseczki jednorazowe, które przepuszczają koronawirusa - dodaj Szklener.
Chemioterapia w systemie domowym
Pacjenci przyjmują leki w domu. Muszą jednak pojawić się w szpitalu średnio raz na 28 dni. - Chcemy zobaczyć, w jakiej są kondycji - precyzuje onkolożka. Kiedy chory zjawia się już w szpitalu, przechodzi przez odpowiednią procedurę. Na miejscu przeprowadzany jest wywiad w kierunku koronawirusa. Mierzona jest temperatura, liczba oddechów, wywiad w kierunku duszności, kaszlu, zakażenia górnych dróg oddechowych. Jeśli lekarze stwierdzają podejrzenie infekcji koronawirusem, uruchamiane są dalsze czynności medyczne. - To szybki test, który nie jest pewny, wynik może być początkowo negatywny, ale czekamy na niego kilka godzin i test genetyczny, na który czeka się do 24 godzin - mówi Szklener.
Kłopotliwe w przypadku pacjentów onkologicznych są objawy. Ze względu na niską odporność chorych, jakakolwiek infekcja powoduje objawy niemalże identyczne do koronawirusowych. Stąd apel lekarzy o ujawnianie okoliczności, które mogą wskazywać na ryzyko infekcją SARS-CoV-2. - W czasie ostatnich 2 miesięcy mieliśmy właściwie jedno podejrzenie. Była to pacjentka, która wróciła z Niemiec. Na szczęście nasi pacjenci się pilnują. Nawet ci, którzy ukończyli leczenie, sami decydują na pozostanie w ścisłej izolacji - mówi lekarka.
Jeśli pacjenci przyjmują chemioterapię w domu, w formie tabletek, szpitale zapewniają im konsultacje w postaci teleporad. - Dzwonimy do naszych pacjentów. Pytamy o ich stan zdrowia. Jeśli gorączkują z jakiegoś powodu, zalecamy pozostanie w domu. Przesuwamy terminy wizyt - tłumaczy prof. Elżbieta Starosławska, dyrektor Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej.
System pozytywnie ocenia pani Klaudia, pacjentka jednego z lubelskich szpitali, która zmaga się z rakiem piersi. - Oceniam go bardzo dobrze. Teleporady są w porządku. Wizyta w szpitalu jest co prawda stresującym przeżyciem, ale podwójne kontrole temperatury, ograniczony kontakt z personelem, pacjenci przyjmowani na konkretne godziny uspokajają głowę - powiedziała nam pacjentka.
Pacjent leczony w trybie dziennym
Od chorych zbierany jest wywiad epidemiczny, mierzona temperatura. - Lekarz sprawdza wyniki badań laboratoryjnych. Na szczęście nie zdarzyło się, żeby ktoś był z podejrzeniem wirusa. Są ogromne zabezpieczenia ze strony personelu, ale i samych pacjentów. My używamy oczywiście maseczek, rękawic, przyłbic. Nosimy fartuchy. Pacjenci przychodzą w maseczkach i rękawiczkach, ale także mają jednorazowe fartuchy. Staramy się w miarę możliwości zachować półtora metra dystansu od pacjenta, nawet jeśli z nim rozmawiamy. Podczas niektórych badań oczywiście się nie da - tłumaczy Szklener.