sztuka

Wystawa „Psy też ludzie” bez kontrowersji. „Tak naprawdę chcemy miło i spokojnie żyć”

2023-04-15 11:17

„Psy też ludzie” to wystawa składająca się z siedmiu zdjęć wykonanych przez Sylwestra Iżowskiego. Ich tematem jest subkultura Puppy Play. Projekt, który oburzył polityków prawicy, ściągnął do Biblioteki Azyl ponad 100 osób.

Wernisaż wystawy „Psy też ludzie” rozpoczął się niemal punktualnie o godz. 18. Każdy, kto liczył na większe opóźnienie albo źle zaplanował czas, miał pecha: biblioteka była pełna i trudno było znaleźć miejsce z dobrym widokiem na centrum pomieszczenia. Po wszystkim okazało się, że przyszło 135 osób. Trochę więcej, niż spodziewał się autor zdjęć.

– Liczyłem, że będzie od 50 do 100, patrząc też na to, jak wyglądały poprzednie projekty „Queerujemy Lublin” – mówił Sylwester Iżowski. Mieszka w Lublinie, ma 26 lat, a fotografią zajmuje się od siedmiu i z niej się utrzymuje. Robi konceptualne zdjęcia ludziom i pięknym wnętrzom. – Chciałbym bardzo wykonywać też fotografię komercyjną, ale niestety na moich warunkach, a firmy raczej mają swoje, do których ja musiałbym się dostosować.

„Psy też ludzie” to trzeci z projektów zrealizowanych w ramach programu mikrograntowego „Queerujemy Lublin” organizowanego przez Galerię Labirynt ze środków Europejskiej Fundacji Kultury. Osoby, które się do niego zgłosiły, otrzymały 1500 zł na działania artystyczne na rzecz społeczności LGBTQ+ w Lublinie. W poprzednich tygodniach odbył się drag poetycki Opal Ćwikły „UFOPxRNO” i wystawa fotografii Vala Ziółko „The Beauty of Transqueer”.

Kto to jest „psiak”

Wystawa składa się z siedmiu fotografii wiszących na ścianach w nieregularnych odstępach – to gra z konwencją, wg której powinna być zachowana symetria. Iżowski nie tylko tu z nią igrał, bo jak przyznał podczas otwarcia, jego prace są o nietypowej tematyce.

– Chciałem ją poruszyć dlatego, że sam jestem psiakiem i mam bardzo dużo znajomych, którzy są psiakami. Przez zdjęcia chciałem pokazać, że to nie jest to, co media i politycy kreują. Pokazałem psiaki w innym kontekście – stwierdził.

Przypomnijmy, politycy Solidarnej Polski związani z Lublinem – wiceminister aktywów państwowych Jan Kanthak i członek zarządu województwa lubelskiego Bartłomiej Bałaban – już kilka godzin przed otwarciem wystawy mówili o skandalu. Twierdzili, że tematyka fetyszu Puppy Play „nie licuje z powagą instytucji miejskiej finansowanej przez mieszkańców Lublina” i że zdjęcia „nie mają nic wspólnego z przestrzenią artystyczną”, o czym pisaliśmy TUTAJ. Ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka oburzało dodatkowo planowane wystąpienie Malamute Kori, tancerza i byłego striptizera. Polityk mówił o tańcu erotycznym w ubraniu lateksowym, tymczasem występujący nie miał na sobie lateksu – miał za to długie kolorowe skarpety i rękawiczki w paski oraz psią maskę, a jego występ nie był erotyczny.

O poziom pokazanych zdjęć, którym martwili się politycy, zapytaliśmy Jakuba, który jest adeptem sztuki fotografii.

– Bardzo dobre. Jest na nich świetne światło, co w przestrzeni Biblioteki Azyl też było dobrze widać – skomentował.

Przestrzeń Biblioteki Azyl spodobała się też Oli, która odwiedziła to miejsce pierwszy raz.

– Bardzo podobało mi się, że biblioteka nadal pozostała biblioteką: książki leżały na swoich miejscach, nikt się nie bał, że znikną. Można było oglądać zdjęcia i oglądać książki – zwróciła uwagę. O wystawie dowiedziała się z mediów, czytała głównie głosy oburzonych. Sama zapewniła, że oburzona się nie poczuła, prace jej się podobały, a podczas wernisażu czuła bardzo miłą atmosferę.

Oburzony nie był też inny z naszych rozmówców, który również zainteresował się wystawą po aferze, która przetoczyła się w mediach. Nie był oburzony, ale był rozczarowany.

– Czytałem o tej wystawie dwa teksty w różnych mediach i tam nie wyjaśnili mi, czym jest Puppy Play. Byłem ciekawy, więc przyszedłem tutaj i liczyłem, że się czegoś dowiem. Ale autor powiedział, że Puppy Play nie jest tym, co kreują media, więc też niczego się nie dowiedziałem – mówił.

Zapytaliśmy więc o to fotografa. Iżowski zapewnił, że niebawem wystawa nabierze bardziej edukacyjnego wymiaru, bo odbędą się wywiady ze specjalistami i specjalistkami na temat tego, czym jest fetysz.

– Nie lubię określać Puppy Play jako fetysz, dla mnie to jest społeczność. Puppy Play jest tak szerokie, że w jednym zdaniu nie można go opisać. Dlatego ten temat nie był poruszany. Każdy psiak jest inny, każdy ma inny charakter, każdy ma inne potrzeby. Dla niektórych to jest tylko seksualne, dla niektórych to styl życia, a jeszcze dla innych fajna rozrywka, żeby wyjść na miasto, wypić piwo i mieć na sobie maskę psa – tłumaczył Iżowski.

Podczas wernisażu nie doszło do protestów ani innych incydentów, które zakłócałyby przebieg wydarzenia.

Do afer przywykli

O tym, że afera wokół wydarzenia kulturalnego jest rodzajem promocji, wie Waldemar Tatarczuk, dyrektor Galerii Labirynt, której częścią jest Biblioteka Azyl. Ale to, że tak się dzieje, wcale go nie cieszy.

– Zawsze jestem trochę smutny w sytuacjach, kiedy media reagują na coś, bo jest skandal, bo politycy to prowokują, a nie reagują, kiedy politycy milczą. To jest słabe – mówił. Po pytaniu o to, czy burza wokół najnowszej wystawy przyniosła jakieś plusy, długo się zamyśla. – Wydaje mi się, że jakiś niewielki procent osób widzi głupotę polityków, którzy obnażają też ciemne strony swojej duszy, bo to, że im się coś kojarzy, świadczy o tym, co mają w sobie i jakie mają fetysze. Przeczytałem, że sztuka powstaje w naszym odbiorze. To, co artysta, artystka tworzy, to jest jedno, natomiast to, jakie wrażenie wywołuje ta sztuka, wynika z naszych doświadczeń, przemyśleń i lęków. I politycy swoją reakcją pokazują, o czym myślą w nocy.

Głosy o tym, żeby przestać finansować Galerię Labirynt albo zmienić jej dyrektora, pojawiają się regularnie ze strony polityków o konserwatywnych poglądach. Na Tatarczuku nie robią już wrażenia.

– Te afery są męczące i przeszkadzają w pracy, ale to jest tak, że już przywykamy. To ta zła strona, że przywykamy do głupoty. Ale politycy już tacy są i przestaliśmy się przejmować tym, co mówią – dodał.

Koordynatorem działań Biblioteki Azyl jest Filip Kijowski. To on razem z Tatarczukiem przyznawał mikrogranty w ramach „Queerujemy Lublin”. Jak wytłumaczył, dofinansowanie dostała każda osoba, która wzięła udział w naborze, bo celem projektu nie było pokazanie konkretnej estetyki, a osób queerowych mieszkających w Lublinie.

– Te głosy medialne zupełnie mnie nie interesują, szczerze mówiąc. Nie chcę się do nich odnosić, bo są negatywne, nie budują. Wolałbym się skupić na osobach, które przychodzą, bo nas znają, ale też na tych, które odkrywają to miejsce. Ale wszystkich, którzy gdzieś w mediach mówili o swoim oburzeniu, chciałbym zaprosić, żeby poznały nas i osoby uczestniczące w wydarzeniach. Zobaczą wtedy, że tak naprawdę chcemy miło i spokojnie żyć – wyjaśnił.

Krzysztof Krawczyk dostał swój mural w Warszawie

Zobacz zdjęcia: „Bujaj się z Kaśką po Lubelszczyźnie”. Obejrzeliśmy nowy program Katarzyny Bujakiewicz