Przełomowy moment w historii Gruzji
Pan Tomasz mieszkał w Gruzji 10 lat. Jest właścicielem biura turystycznego, które jest zarejestrowane w Gruzji. Zapytaliśmy go, czy warto się tam aktualnie wybrać.
- Gruzini są w momencie bardzo przełomowym. Dlaczego? Rządzi tam władza od 12 lat, która nie powiedziała wprost, w którym kierunku będzie prowadzić kraj. Ludzie wyszli na ulice i chcą jasnej deklaracji: idziemy na zachód czy wschód? Nikt nie wie, jak to wszystko się potoczy – przyznaje pan Tomasz, właściciel biura turystycznego zarejestrowanego w Tibilisi. I dodaje: - Jeśli władza ucieka się do fałszowania wyborów, a na ulice wychodzi 10 tys. ludzi, to znaczy, że był po prostu marazm z wejściem do Unii. Wydaje mi się, że nawet ci, którzy wierzyli w tę władzę, teraz mają dowód na to, że to koniec europejskiej perspektywy.
Jak podkreśla, na ulice Gruzji wyszły tysiące ludzi. I nie tylko w stolicy kraju. - Protestują dyplomaci, przedstawiciele urzędów i szkół. W skrócie to największy bunt przeciwko tej władzy od 12 lat – mówi pan Tomasz. I dodaje: - To wszystko może się skończyć jak na Białorusi w 2020 roku. Wtedy władza torturami i represjami po prostu zdusiła protestujących.
Protesty w Gruzji. Z jakiego powodu?
- Premier Gruzji Irakli Kobachidze powiedział, że gruziński rząd wstrzymuje negocjacje akcesyjne z Unią Europejską do 2028 roku. I to wywołało niezadowolenie społeczne, dlatego ludzie wyszli na ulice – wyjaśnił w rozmowie z Eska.pl Wojciech Wojtasiewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
Protesty w Gruzji są też pokłosiem po wyborach z 26 października bieżącego roku. Jak przyznaje Wojciech Wojtasiewicz, w ocenie opozycji i pani prezydent wybory zostały sfałszowane.
- Gruzini chcą powtórzenia wyborów, ale pod nadzorem międzynarodowej komisji wyborczej. W ubiegłym tygodniu swoją pracę zaczął parlament, ale tylko z udziałem partii rządzącej. Opozycja odmówiła przyjęcia mandatów – tłumaczy Wojtasiewicz.
- Moim zdaniem dojdzie do próby pacyfikacji protestujących. Rządzący nie są gotowi na działania kompromisowe. Pytanie, jak zareaguje zachód. Stany Zjednoczone wypowiedziały partnerstwo strategiczne z Gruzją, a Unia zastanawia się nad takowymi sankcjami – podsumowuje Wojciech Wojtasiewicz.
Czy teraz można wybrać się do Gruzji? Wojtasiewicz przyznaje, że nie ma obaw przed taką podróżą. Choć dodaje, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych apeluje o zachowanie szczególnej ostrożności.
"Jeśli nie Unia, to co? Zostaje Federacja Rosyjska"
- Doszło do szeregu nadużyć ze strony władzy. Partia "Gruzińskie Marzenie" wykorzystała dominującą pozycję w Sejmie, by zmanipulować wynik wyborczy. Chodziło o manipulacje medialne, naciski na urzędników, na biznesmenów, by popierali władzę. Teraz po oświadczeniu premiera o zawieszeniu integracji z UE na ulice wyszły tłumy, które mają świadomość, że skręcają w kierunku Federacji Rosyjskiej. Gruzini chcą do Europy i do NATO. Ale, to trzeba podkreślić, partia "Gruzińskie Marzenie" chciała wejść do Unii, ale na swoich zasadach. To był zwykły populizm. To Unia Europejska stawia pewne wymogi. To nie my dyktujemy te warunki. Dziś władze Gruzji mówią: wejdziemy do Unii nawet jutro, ale nie podobają się nam wasze warunki. Dlatego domagamy się ich zmiany – komentuje sytuację w Gruzji dr Andrzej Szabaciuk, adiunkt Katedry Teorii Polityki i Studiów Wschodnich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
- Wynik wyborów zdeformował wolę Gruzinów - mówi z kolei prof. dr hab. Marek Pietraś z Instytutu Stosunków Międzynarodowych na UMCS.. Przypomnijmy, Gruzja w grudniu 2023 roku otrzymała status państwa kandydującego, by wstąpić w szeregi UE, podobnie jak Ukraina. Ale na wiosnę tego roku, w ramach kontrowersyjnej ustawy o agentach zagranicznych, takiej, jaką przyjęto kilka lat temu w Rosji, że wsparcie dla instytucji społeczeństwa obywatelskiego zza granicy może być uznane za agenturę, Unia Europejska zawiesiła Gruzji status państwa, który chce wejść do Unii. Z kolei rząd w Gruzji tak samo podjął decyzję od strony ich kraju, by takowe procedury też zawiesić – podsumował prof. dr hab. Marek Pietraś.