W krajach strefy euro ten wskaźnik przekracza 15%.
Bardzo możliwe, że wynika to z pewnych już zaszłości wręcz społecznych. W naszym przypadku, nie mamy tej kultury oszczędzania, czyli tworzenia sobie pewnej przyszłej perspektywy z naszych dzisiejszych zarobków, po to, żeby w przyszłości konsumpcja była większa, ale także pewniejsza w perspektywie różnych życiowych zdarzeń, które mogą się nam w życiu zdarzyć. Bo skąd się w ogóle biorą oszczędności? Z odroczonej konsumpcji właśnie. Tu jeszcze rozdzielmy oszczędzanie i inwestowanie, bo są to te dwie rzeczy często mylone. Oszczędzanie rozumiemy jako odkładanie środków, na przyszłe wydatki i konsumpcję odroczoną w czasie, które jest mało ryzykowne. Chcemy dzięki temu zachować kapitał, ewentualnie osiągnąć niewielką stopę zwrotu bez ryzyka. Inwestowanie natomiast zawsze wiąże się z podjęciem pewnego ryzyka, natomiast wynagrodzeniem za to ryzyko, szczególnie w długim terminie, jest możliwość uzyskania wyższej stopy zwrotu - mówi dr Roman Asyngier z Katedry Ubezpieczeń i Inwestycji UMCS.
"Statystyki potwierdzają, że długoterminowe inwestowanie, szczególnie jeśli robimy to na emeryturę z perspektywy 20, 30, 40 lat, ma sens i powinniśmy to robić."
To nie jest możliwość, to jest konieczność w sytuacji, kiedy inflacja cały czas jest na wysokim poziomie, prawie 5%. Takie oszczędzanie o którym tu mówimy, czyli przetrzymywanie środków na RORze(rachunku oszczędnościowo rozliczeniowym), nie mówiąc już o gotówce, a nawet na lokatach bankowych w większości przypadków przynosi nam straty. Mamy jakieś 2,5 biliona złotych oszczędności gospodarstw domowych, z czego 1,7 bilionów złotych, to są właśnie środki w większości będące na rachunkach, w gotówce i na lokatach. Cały czas jako społeczeństwo kochamy te lokaty, które oprócz tych promocyjnych krótkoterminowych na trzy miesiące, to dają nam nominalnie zarobić kilka procent, ale biorąc pod uwagę wskaźnik inflacji, realnie tracimy. Znaczy, za te same pieniądze, po pewnym czasie możemy nabyć mniej towarów i usług - podkreśla dr Asyngier.
Edukacja finansowa powinna nam towarzyszyć od najmłodszych lat.
Uważam, że powinniśmy zaczynać edukację ekonomiczną nawet nie od szkoły podstawowej, tylko od przedszkola. Kiedy dzieci zaczynają poznawać cyfry i rozumieć liczby, już wtedy powinniśmy dawać zadania i kształcić tę kulturę oszczędzania, pokazując, że mamy pewien zasób środków. Nasze potrzeby są nieograniczone, ale cała nauka ekonomii polega na tym, aby gospodarować w warunkach ograniczonych zasobów, mając nieograniczone potrzeby. To gospodarowanie tymi środkami w jak najbardziej efektywny sposób już nawet małymi kwotami u małego dziecka powinno się dokonywać - dodaje dr Roman Asyngier.

Zobacz także naszą galerię zdjęć: Tłumy na targach Agro-Park 2025 w Lublinie! Gwiazdą był Mariusz Pudzianowski