Lekarz pochodzi z obwodu wołyńskiego. Kształcił się w Uniwersytecie w Czerniowcach. 5 lat temu przyjechał do Polski. Nie było kolorowo. Musiał nauczyć się języka polskiego, potwierdzić dyplom.
- Było trudno. Najpierw pracowałem na budowie, potem w stolarni - wspomina lekarz. - W nocy i po pracy uczyłem się języka i medycyny. W sumie egzaminy zajęły mi trzy lata - dodaje.
Lekarz wolontariusz
Dziś, kiedy w Ukrainie trwa wojna, a do szpitala regularnie trafiają uchodźcy, lekarz nie tylko leczy, ale i udziela się jako wolontariusz. - Tłumaczę potrzebne teksty czy wyniki badań. Pomagam też zbierać wywiad lekarski, uczestniczę w rozmowach z pacjentami - mówi nam.
- Po takich traumach wielu pacjentów traktuje mnie jako kogoś bliskiego - twierdzi. - Kiedy słyszą język ukraiński, czują się jak u siebie - dodaje.
Bo jak przekonuje, w każdej sytuacji najważniejsza jest znajomość języka. W zawodzie lekarz pracuje od dwóch lat. W Lublinie od siedmiu miesięcy.
Sam nie mógł skorzystać ani ze specustawy ukraińskiej, ani z wcześniejszej i uproszczonej procedury nostryfikacji dyplomu. Jak mówi, nie chciałby, bo stwarza to pewne ograniczenia.
- Chodzi o sprawy administracyjne. Kontakt z pacjentem, z kolegami. Nie można popełnić błędu. Lekarz bez znajomości języka, jest ograniczony - tłumaczy. Sam przeszedł jednak długą drogę, dlatego w obliczu wojny rozumie swoich kolegów lekarzy z Ukrainy.
- Szukają pracy, bo nikt nie chce siedzieć bezczynnie w domu. Niektórzy sprzedają np. pierogi, ale też udzielają się w wolontariacie - mówi.
Według najnowszych przepisów, lekarze uchodźcy mają mieć ułatwiony dostęp do podjęcia pracy w Polsce. Wymagana jest m.in. minimalna znajomość języka polskiego. Medycy wysyłani są na kursy językowe. Uproszczona została też nostryfikacja dyplomu.
Do tej pory w polskich szpitalach na nowych zasadach przyjęto ponad 1450 lekarzy i ponad 600 pielęgniarek. Połowa medyków to Ukraińcy. Od wybuchu wojny w Ukrainie zatrudnienie znalazło jednak tylko ponad 70 medyków.