Aleksandra Szockiego spotykamy w Lublinie na parkingu Szpitala Klinicznego nr 4. Z lecznicy wyjechał pierwszy tir ze sprzętem medycznym do Ukrainy, do Równego. Mimo długiej podróży, mężczyzna pomaga w ładowaniu samochodu.
Jeszcze wczoraj był w Poznaniu, a jedzie z Holandii. - Wiozłem pomoc, wsparcie. W Poznaniu musiałem rozładować samochód i przyjechać prosto do Lublina. Teraz jadę do Ukrainy - mówi.
Czy się boi? - Nie. Od granicy do Równego będzie bezpiecznie. Będą kontrole wojskowe, ale do Równego droga powinna być bezproblemowa - wyjaśnia.
Sam się nie boi, ale wzruszenie bierze górę. - Płaczę, bo boję się o moich rodaków. Giną ludzie, giną dzieci - mężczyźnie łamie się głos z emocji.
Z SPSK4 mężczyzna zabiera sprzęt medyczny. To łóżka dla pacjentów, wózki inwalidzkie, narzędzia operacyjne, aparaty EKG, apart USG, pulsoksymetry, bandaże, gazy, chusty operacyjne czy fartuchy. Kierowca jedzie do Miejskiego Szpitala Centralnego w Równem w zachodniej Ukrainie.
Pomoc jest tam coraz bardziej potrzebna. Lekarze cały czas przyjmują stałych pacjentów, ale już szykują się na rannych wojennych. - W sklepach zaczyna brakować jedzenia. Regularnie niepokoją nas alarmy przeciwlotnicze. Zwłaszcza nocą. W szpitalu, w podziemiach, mamy bunkry, niestety pacjenci w ciężkim stanie nie mogą tam być przewożeni - relacjonował nam ostatnio Jewgeniusz Kuczeruk, dyrektor szpitala.