Konrad Sławiński, eska.pl: Od kiedy pracujesz w tej branży? Nie było ciekawszych zawodów?
Ratownik medyczny, Piotr Jewsiejczyk: Od 18 lat. Oczywiście, że było mnóstwo różnych zawodów. Ten wydawał mi się najciekawszy. Dlaczego? Bo mogę pomagać ludziom. To jeden z tych aspektów, który mnie jeszcze w tej pracy trzyma.
Czyli nie ma jeszcze tzw. wypalenia zawodowego?
Wręcz przeciwnie. Należę do tej grupy osób, która rozwija się wspólnie z ratownictwem. Kiedyś ktoś mnie nazwał, że jestem „turboratownikiem”. Wychodziłem przed szereg, chciałem zrobić więcej niż trzeba było. Wtedy usłyszałem, że bardzo szybko się wypalę. I to było 18 lat temu. Prawda jest taka, że dopiero się rozkręcam. Ta możliwość, którą mam dziś – praca w dwuosobowych zespołach, pojawiają się nowe leki, ciągle trzeba się rozwijać. Ludzie się zmieniają, my też musimy się zmieniać. To daje mi motywację każdego dnia. Ta praca jest bardzo rozwojowa.
„Wychylałeś się przed szereg”. Co to znaczy?
Chciałem zrobić więcej niż było wtedy możliwości. Ja jako ratownik zaczynałem pracę z lekarzami. A każdy z nich miał swój indywidualny styl pracy. Pracowałem m.in. z chirurgami i anestezjologami.
Jakie predyspozycje musi mieć kandydat na ratownika medycznego?
W mojej filozofii chodzi przede wszystkim o poczucie humoru. W wielu zgłoszeniach, które otrzymujemy jest potrzebne abstrakcyjne myślenie. Poczucie humoru definiuje osoby, które są inteligentne. Moim zdaniem wszystko zależy od inteligencji emocjonalnej i umiejętności przystosowania się do pacjenta. Jeśli mamy zgłoszenie do pani, która ma ponad 90 lat, to nie będziemy z nią rozmawiać jak z nastolatkiem. Jeśli mamy zgłoszenie do nastolatka to będziemy żartować. Wszystko zależy od umiejętności dostosowania się do sytuacji, bo są takowe, w których się żartować nie da i nie wypada. Ale często żartujemy przed i po wyjeździe. Może dlatego jeszcze się nie wypalamy zawodowo?
To jaką masz „odskocznie” od swojej pracy?
Strzelam z broni palnej, jeżdżę motocyklem i często biegam. Dla jednego odskocznią jest rodzina, wychodzi z pracy i o niej zapomina, bo potrzebuje zwykłego ukojenia. To wszystko zależy od ratownika, choć jesteśmy podobni to każdy z nas jest inny.
Seniorka mówi: Dziękuję, że uratował pan mi życie. To jeszcze robi wrażenie na ratowniku?
Oczywiście. To jedna z tych form wynagrodzenia za naszą pracę. Dostajemy wynagrodzenie finansowe za to co robimy. Ale dodatkowo każdy z nas ma swój system motywacyjny. Dla mnie jest nim to proste „dziękuję” od pacjenta. To taka wiadomość zwrotna, że swój zawód wykonuję dobrze. Ostatni raz takie „dziękuję” usłyszałem na dyżurze w nocy ze środy na czwartek (9/10 października dop. red.). Byliśmy u dziewczynki, która miała pseudokrupa (zapalenie krtani). Podziękowali nam rodzice, że przyjechaliśmy. Wyjaśniliśmy, że od tego jesteśmy. Bo rodzice nie muszą się znać na chorobach i stanach, które muszą koniecznie wiedzieć jak zdiagnozować. Od tego jesteśmy my.
ZOBACZ TAKŻE: Park Rury w Lublinie w jesiennej odsłonie! Zobacz koniecznie jak teraz wygląda. Zdjęcia z ziemi i nieba
Czego nie lubisz w swojej pracy? Fałszywych zgłoszeń?
To jest akurat kwestia prawna. Wiadomo, że one były i będą. Nie wiem, co motywuje ludzi by takowych dokonywać, bo przecież ta karetka może być potrzebna w innym miejscu. Przestało mi to przeszkadzać. Na szczęście takich zgłoszeń jest po prostu mniej.
Trudno nie zapytać o zdarzenie, które utkwiło ci w pamięci.
Reanimowanie dziewczynki w hospicjum. Było takie zgłoszenie, że doszło do krwotoku z dróg oddechowych. Miała wielowadzie (wada wrodzona dop. red.). Pielęgniarki z hospicjum odessały trochę tej krwi, ale dziewczynka zaczęła wchodzić w tzw. „wstrząs”. Wezwano nas. Byliśmy zdziwieni, dlaczego i o co chodzi? Przeprowadziliśmy czynności diagnostyczne, podjęliśmy decyzję o jej transporcie do szpitala, to pacjentka zatrzymała się krążeniowo. Hospicjum jest miejscem, w którym osoby umierają w sposób etyczny i moralny. My nie wiedzieliśmy co zrobić. Reanimować czy nie? Wtedy pielęgniarka pokazała mi oczami na ścianie plakat, że dzisiaj są urodziny tej dziewczynki. Reanimowaliśmy ją około 30 minut. Jej życia nie udało się uratować. I pojawiają się w takiej sytuacji pytania: Czy można było zrobić coś więcej? Czy powinniśmy przystąpić do reanimacji? Czy rodzice nie będą mieli do nas zażaleń? Mnóstwo pytań i zero odpowiedzi. Takie wyjazdy są najgorsze.
Mamy jesień. Co jest istotne w tym okresie w kontekście naszego zdrowia?
Jeśli chodzi o sezon grzewczy to podstawowa sprawa jest taka: sprawdźmy, czy mamy dobrze wentylowane mieszkania, czy nie są pozamykane kratki wentylacyjne. W mieszkaniach, gdzie są piecyki gazowe należy sprawdzić czy są sprawne. Warto zainwestować też w czujniki do tlenku węgla. Były sytuacje takie, że ktoś z domowników wyjął baterie z owego czujnika i włożył do pilota do tv. Sprawdźmy również czy nasz domofon – jeśli mieszkamy w bloku – po prostu działa. Jeśli chodzi o zimę, to warto zainwestować w dobre obuwie. Zaś tym, którzy mają problemy z poruszaniem się zalecam by pozostać w domu, ewentualnie korzystać z chodzików, a przede wszystkim być pod opieką osób pełnosprawnych.
Czego zatem życzyć Tobie i Twoim kolegom „po fachu”?
Życzę wszystkim pasji do rozwijania się w ratownictwie i samych prostych przypadków i chęci niesienia pomocy innym.