Równo 43 lata temu, 16 lipca o godz. 7:15, lubelska lokomotywownia zaczęła przechodzić do historii.
– Kiedy dowiedzieliśmy się, że załoga WSK Świdnik przerwała pracę, my już byliśmy gotowi. 16 lipca 43 lata temu o godz. 7.15 rozpoczęliśmy strajk okupacyjny w lokomotywowni, nie dając się sprowokować. Bo wcześniej analizowaliśmy zrywy w Poznaniu, na Wybrzeżu, w Radomiu, Ursusie czy Płocku. Widzieliśmy, jak władza komunistyczna podburzała robotników, którzy żądali chleba, pracy i wolności. Wybijano szyby i wtedy Służba Bezpieczeństwa ich atakowała, aresztowała i wyrzucała z pracy – mówił Czesław Niezgoda, przewodniczący komitetu strajkowego.
Mówił, a słuchali go zgromadzeni na uroczystości nadania imienia Lubelskiego Lipca ‘80 dworcowi kolejowemu; wśród audytorium byli nie tylko koledzy i koleżanki, z którymi cztery dekady temu zaczął walkę o wolność, ale również szefostwo PKP, mieszkańcy i mieszkanki Lublina, a także władze samorządowe i przedstawiciele rządu.
I właśnie od jednego z nich, ministra resortu edukacji i nauki Przemysława Czarnka, dowiedzieliśmy się, że wydarzenia sprzed 43 lat przejdą też do Historii i Teraźniejszości, czyli stosunkowo nowego przedmiotu szkolnego, o którym w zeszłym roku było głośno z uwagi na kontrowersyjny podręcznik.
– Jestem przekonany, że w nowych podręcznikach do drugiej klasy znajdą się informacje wraz z fotografiami, które będą pokazywać właśnie wydarzenia ze Świdnika i Lublina, w tym wkład w nie środowiska kolejarskiego – mówił, podkreślając, że „wszystko zaczęło się tu, nie w Gdańsku, nie na Wybrzeżu”.
Protesty na Lubelszczyźnie rozpoczęły się 8 lipca w zakładach PZL Świdnik. Bezpośrednim impulsem do przerwania pracy była podwyżka cen w zakładowej stołówce, dlatego później mówiono, że „zaczęło się od kotleta” Strajki objęły ponad 150 zakładów pracy i kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Trwały do 25 lipca.
Po raz pierwszy w PRL protestujący robotnicy i robotniczki pozostali w swoich przedsiębiorstwach, negocjowali z władzami i podpisywali porozumienia. Żądali podwyżek płac, poprawy warunków pracy, lepszego zaopatrzenia, ale także m.in. pociągnięcia do odpowiedzialności winnych marnotrawstwa i nadużyć, ograniczenia biurokracji, nowych wyborów do władz związków zawodowych, wolnej prasy. Wkrótce po wygaśnięciu protestów na Lubelszczyźnie wybuchły strajki na Wybrzeżu, gdzie korzystano z lubelskich doświadczeń.
Fala strajków, nazwana później Lubelskim Lipcem, w 1980 r. objęła ponad 150 zakładów pracy w regionie. Sparaliżowanie lubelskiego węzła kolejowego należało wtedy do najważniejszych wydarzeń. Protesty na Lubelszczyźnie spowodowały później strajki na Wybrzeżu i powstanie Solidarności.
I dlatego właśnie PKP zgodziły się na to, żeby dworzec Lublin Główny za patrona miał te wydarzenia.
– Chyba nikt nie ma wątpliwości, że dworzec główny w Lublinie musiał otrzymać nazwę Lubelskiego Lipca 1980 roku. I dziś staje się to faktem. To miejsce na zawsze zostanie w naszej pamięci, ale musi również zostać w pamięci przyszłych pokoleń – stwierdził prezes zarządu PKP SA i Grupy PKP Krzysztof Mamiński.
Na nowo zamontowanej, odsłoniętej i poświęconej tablicy jest napisane: Pamięci lubelskich kolejarzy, którzy w lipcu 1980 r., sprzeciwiając się ówczesnej władzy i panującemu reżimowi, mieli odwagę podjąć walkę o odzyskanie swobód obywatelskich i przywrócenie godności ludzkiej pracy.